Kiedy wyjeżdżałam na
misję, nie sądziłam, że będę uczestniczyć w tegorocznych
Światowych Dniach Młodzieży. Myślałam, że w tym czasie będę
wciąż w Afryce.
Kiedy przyjechałyśmy,
nieśmiało zaczęłyśmy marzyć, że uda nam się zabrać choć
jednego lidera z oratorium.
Kiedy to piszę, już na
100% jedzie dwanaście młodych osób! Pan Bóg jest
nieprzewidywalny i nieskończenie szczodry.
Na placówkę w Mansie od
lat przyjeżdżają wolontariusze z Polski. Tutejsze dzieci potrafią
pozdrowić po polsku, czasami lepiej niż po angielsku. Niektórzy
liderzy wychowywali się w tym oratorium, pamiętają wolontariuszy
jeszcze sprzed kilku lat. Niektórzy od dziecka marzyli o tym by
zobaczyć Polskę, choć nigdy naprawdę nie wierzyli, że to się
uda.
Dzięki wsparciu
Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego i wielu ludzi dobrej woli ich
marzenie się spełnia. Nie tylko odwiedzą kraj, z którego pochodzi
tak wielu ich przyjaciół, nie tylko po raz pierwszy wyjadą z
Zambii, pierwszy raz będą w Europie i pierwszy raz polecą
samolotem. Przede wszystkim spotkają się z papieżem i tysiącami
młodych ludzi z całego świata.
Nie byłyśmy pewne, czy uda
nam się zdobyć środki, więc nie mówiłyśmy naszej młodzieży
że próbujemy, żeby nie robić nam nadziei. Kiedy okazało się że
jedziemy, ogłosiłyśmy to na spotkaniu liderów. Po tym jak
powiedziałyśmy, że kilka osób w tym roku pojedzie do Polski na
Światowe Dni Młodzieży w pokoju zapadła cisza. Po raz pierwszy
nikt się nie przekrzykiwał w bemba, ani nikt nie komentował tego
co powiedziałam. Spojrzałam po twarzach naszych zambijskich
przyjaciół – byłam w szoku. Muke schował twarz w dłoniach,
Simonowi łzy stanęły w oczach inny patrzył na mnie zaniepokojony,
sprawdzając czy nie żartuję. Nigdy chyba nie widziałam ich tak
przejętych.
Kiedy już minął pierwszy
szok i bardzo trudne decyzje, o tym kto właściwie pojedzie, zostały
podjęte, rozpoczęliśmy przygotowania. Chłopaki i dziewczyny
trenują dzielnie, żeby zaprezentować w Polsce tradycyjne,
zambijskie tańce i śpiewy. Ćwiczą też po polsku: "Błogosławieni miłosierni" w wykonaniu grupy Zambijczyków - bezcenne. Mamy spotkania formacyjne, omawiamy
tegoroczny temat miłosierdzia, mówimy im o polskich świętych i
modlimy się razem. Opowiadamy o naszych zwyczajach, a najbardziej
zawzięcie uczą się języka.
Po jednym ze spotkań, spytałam - „Co właściwie chcecie zobaczyć w Polsce?
Bo wiecie możemy pojechać nad morze, albo może uda nam się na
chwilę w góry...?” Sama bym się nie domyśliła. Joseph, chłopak
z siłowni, zawsze gotowy do imprezy,najbardziej chciałby
zobaczyć... kościół katolicki. Hm, no tak – u nas można stanąć
na Starym Mieście i z jednego miejsca zobaczyć trzy kościoły
katolickie naraz. Tutaj już nie tak łatwo. Simon, spokojny chłopak,
który pięknie rysuje, najbardziej chciałby pójść w Polsce do
klubu i wystąpić na scenie...Może da się zrobić:P Koszykarze
chcieliby odwiedzić boisko do kosza, ale takie zamknięte, na
hali, a nie na dworze. Ktoś inny chciałby przejechać się metrem.
Mam nadzieję, że ta podróż
to będzie dla nich, ale też dla mnie czas poznawania siebie,
odnajdywania powołania. Mam nadzieję, że wrócą przemienieni, że
będzie to doświadczenie na całe życie. Bilety są drogie, mnóstwo
pracy kosztowało nas załatwianie wiz i paszportów. Każdy z nich
pracuje, żeby pokryć część kosztów wyjazdu... Jak bardzo wiele
wart jest ten wysiłek! Już powoli się zmieniają – stają się
bardziej odpowiedzialni, zaczynają w siebie wierzyć, widzą że
marzenia mogą się spełnić.
Wspaniale jest to
obserwować. W swoim i w imieniu tych dwunastu młodych
Zambijczyków, którzy dostali nadzieję i szansę na przeżycie
czegoś niezwykłego, bardzo, bardzo dziękuję!
Praca w oratorium.
Przygotowania muzyczne.
Prawie cała ekipa,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz