Piorun trzasnął nam w
modem w sam wigilijny poranek. Tak to już w Zambii jest – pora
deszczowa, więc jak tylko słychać grzmoty trzeba odłączać
wszystko od kontaktów, bo może się spalić. No to się spaliło.
Na Święta zostałyśmy więc zupełnie odcięte od Świata –
zero kontaktu z rodziną, przyjaciółmi, zero życzeń z Polski.
W związku z tym nie
wstawiałam też nic na bloga, za co serdecznie i jak najmocniej
przepraszam :)
W Mansie jest tylko jeden
supermarket – Shoprite. Można tam dostać rzeczy, których nie
zdobędzie się na zwykłym targu, takie jak jogurt albo masło. Co
za tym idzie, sklep przyciąga wszystkich zamożniejszych ludzi w
mieście, którzy regularnie przyjeżdżają tam na zakupy. Przyciąga
również tych, którzy chcą sprzedać swoje mango i awokado przed
sklepem, tych którzy liczą, że ktoś odda im swoją resztę oraz
tych, którzy przychodzą kraść.
Jacka siostra Loreen,
znalazła właśnie tam. Wysoki jak na swoje 12 lat, przybrudzony,
jak to chłopak z ulicy, bał się patrzeć ludziom w oczy. Chodził
od samochodu, do samochodu i prosił o pieniądze, albo proponował,
że umyje szyby w samochodzie. Włóczył się z kumplami. Siostra
pyta wprost: „Chcecie się uczyć?” i stała odpowiedź: „Tak,
ale nie mamy pieniędzy.” „Dobrze, przyjdźcie do Don Bosko”.
Żaden się nie pojawił. Kilka razy przy wizycie w sklepie, siostra
zapraszała chłopaków do nas. Żaden z nich chyba nie traktował
tego poważnie. Aż do czwartego spotkania, kiedy siostra wzięła
całą siódemkę do samochodu i zawiozła na placówkę. Kiedy
chłopcy zobaczyli szkołę i uczące się dzieci w mundurkach, w
końcu pomysł chodzenia do szkoły wydał im się interesujący.
Dzięki środkom z
adopcji na odległość, siostry zakupiły więc mundurki, buty,
torby i zeszyty – wszystko co potrzebne jest do szkoły. Dostali
też mydło, by zmyć z siebie brud i zapach ulicy.
Szczególnie dobrze
spisywał się Jack – widać było, że ma chęci i zdolności do
nauki. Klasę piątą i szóstą ukończył z bardzo dobrymi
wynikami. Klasę siódmą również rozpoczął dobrze, przez dwa
semestry regularnie pojawiał się w szkole. Jednak w trzecim i
zarazem ostatnim semestrze, Jack zniknął ze szkoły. Siostry
szukały go wszędzie – na ulicach i pod shopritem. Żaden z
kolegów nie wiedział gdzie może być. Tydzień przed końcowymi
egzaminami, siostra zupełnie przez przypadek, wychodząc ze sklepu,
zobaczyła Jacka, w szkolnej koszulce, znów proszącego o pieniądze.
„Czy wiesz, że za tydzień są egzaminy?”, „Nie, siostro”,
„Chcesz spróbować napisać?”, „Tak”. Dlaczego Jack przestał
przychodzić do szkoły? Jego mama zachorowała a tata opuścił ich
już dawno. Jack jest najstarszym chłopcem w rodzinie, na niego
spadła więc odpowiedzialność utrzymania czwórki rodzeństwa.
Wrócił więc do żebrania i mycia samochodów, żeby zdobyć
pieniądze na jedzenie i leki dla mamy. Czasami udawało mu się
uzbierać 15 kwacha dziennie (ok. 7 zł).
Na radzie szkolnej
powstała dyskusja – większość nauczycieli, była zdania, że po
tak długiej nieobecności nie powinno się Jacka dopuszczać do
egzaminów, raczej należy go wyrzucić ze szkoły. Siostry jednak
były twarde – to właśnie dla takich dzieci, z rozbitych rodzin i
trudnego środowiska jest ta szkoła. Jack dostał więc szansę
napisania egzaminów.
W
tym roku Jack ukończył podstawówkę. Na placówce Don Bosco czuje
się jak w domu. Ten opuszczony, zagubiony chłopak zaczyna
dostrzegać, że ma Ojca, który szuka go zawsze, gdziekolwiek by się
nie znalazł.
Piękna historia. Wszystko ma swój powód a Bóg szuka nas w każdej sytuacji.
OdpowiedzUsuńDziekuje :)
Wzruszająca historia, zupełnie inna skala problemów! W jakim wieku jest rodzeństwo Jacka, czy reszta dzieci z tej rodziny chodziła do szkoły garażowej? Zosiu, dziękuję za twoje wpisy czeka na kolejne, pozdrowienia z wiosennej Warszawy. Tosia :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń