Wychodzimy z porannej mszy
około 7.00. Jeszcze zanim msza się skończy, do kościoła
wślizgują się nasi uczniowie i siadają obok w ławkach. Lekcje
zaczynamy dopiero o 7.30, ale oni już czekają. W przeciwieństwie
do szkoły podstawowej obok, nasze dzieciaki nie mają mundurków.
Jesteśmy tu dwa tygodnie i już zauważyłyśmy, że niektórzy
codziennie przychodzą w tych samych ubraniach (trochę się boimy,
że jak w końcu zmienią to ich nie rozpoznamy). Gift zawsze ma na
sobie różowe spodnie od piżamy, a Royd tą samą czerwoną
koszulkę i za duże adidasy – jest styl.
Szkoła
Nie jest garażowa tylko z
nazwy – faktycznie mieści się w garażu Sióstr Salezjanek. Z
tyłu stoi zepsuty motor a w kącie stary silnik (chyba od traktora).
Nie jest to jednak byle jaka szkoła, właściwa nazwa to: Salesian
Mansa University. Ha, to brzmi dumnie. Uczymy religii, angielskiego
i matematyki. Kasia i Sylwia, które były tu przed nami, zrobiły
wspaniałą pracę – widać, że poziom naszych uczniów jest
wyższy niż tych, które przychodzą na dodatkowe lekcje w
oratorium.
Uczniowie
Dzieci, których rodzice nie
są w stanie opłacić edukacji. Wiek 9 - 13 lat, niektóre nigdy nie chodziły do szkoły. Około trzydzieścioro – każde
inne. Jeszcze nie zdążyłyśmy poznać ich historii. Wiemy tylko,
że Haward jest naprawdę dobry z matematyki – robi zadania nawet z
piątej klasy. Christabel zawsze pierwsza zgłasza się do odpowiedzi
i zawsze to ona chce podejść do tablicy. Naomi ostatnio przyszła
do szkoły z dwójką rodzeństwa – około rocznym bratem w
chitendze na plecach i roześmianą czteroletnią siostrą. Jej mama
trafiła do szpitala i ta dziesięcioletnia dziewczynka odpowiada
teraz za dzieci. Kiedy Siostra Margaret powiedziała jej, żeby
wróciła z maluchami do domu, bo roczne dziecko nie może cały
dzień siedzieć w garażu, Naomi stanęły łzy w oczach. Rozpłakała się, bo nie
może być na lekcjach.
Tobwa
Czasem można z nimi
zwariować, kiedy każde chce, żeby podejść i sprawdzić jego
zadanie. Jak to dzieci, czasem nie potrafią się uspokoić i trudno
się im skupić. Codziennie, nieśmiało pada jedno pytanie – Czy
dzisiaj będzie tobwa? Tobwe, czyli mąkę kukurydzianą z wodą i
cukrem dostają co drugi dzień na przerwie. Łatwiej się uczyć,
jak się nie jest głodnym. Część, po kryjomu przelewa trochę
tobwy z plastikowego kubka do butelki, żeby mieć na później, albo
zanieść rodzeństwu.
My
Już zdążyłyśmy się do
nich przywiązać. Kiedy widzimy któreś z „naszych” dzieci w
tłumie młodzieży w oratorium, od razu cieplej nam się robi na
sercu. Kiedy wieczorem z Madzią rozmawiamy o czymś zupełnie
przypadkowym, co chwila którejś przypomina się coś związanego ze
szkołą: „Wiem kto jeszcze nie oddał tabliczki mnożenia –
Amos!”, albo „Myślę, że Sadra nie skojarzyła o co chodzi z
tymi zadaniami za angielskiego – trzeba z nią to powtórzyć...”.
My uczymy je przedmiotów szkolnych, one uczą nas cierpliwości,
troski, codziennego uśmiechu... no i bemba, oczywiście.
Zosiu a ile dzieci przychodzi na zajęcia do tej szkoły garażowej? Prowadzicie lekcje wspólnie z Magdą czy oddzielnie ?:)
OdpowiedzUsuńJadzia! Na razie mamy około 30 uczniów, ale codziennie przychodzi ktoś nowy (nie wiem jak to będzie, bo trochę miejsce nam się kończy w garażu). Dzielimy ich na dwie grupy - na razie ja prowadzę angielski a Madzia matmę, religię robimy wspólnie. Mamy też dwóch super-hiper pomocników, którzy w razie czego tłumaczą na bemba :) Trochę na razie próbujemy różnych sposobów - poziom jest mega zróżnicowany, więc trzeba się trochę nagimnastykować. Ale dzieciaki dzielnie to znoszą :P
OdpowiedzUsuń